Czym jest uzależnienie?
Nie będę tutaj przytaczać fachowych terminów czy definicji, to każdy z Was może sobie w dowolnej chwili wyguglować potocznie rzecz mówiąc. Czym jest uzależnienie dziecka? Dla nas? Czasem wielkim problemem, który próbujemy ogarniać w zaciszu domowym niczym grypę domowymi sposobami miodzik i cytryna zamiast od razu sięgać po radykalne kroki typu antybiotyk. I o ile w przypadku grypy to się sprawdza to w przypadku uzależnienia absolutnie nie. Uzależnienie dziecka jest także naszym wielkim dramatem. Niektórzy mówią porażką rodzicielską. Ja tego tak nigdy nie odbierałam. Nie obwiniałam się, ponieważ wiem, że byliśmy najlepszymi rodzicami dla swojej córki jakimi być umieliśmy na tamtą chwilę. Nadal nimi jesteśmy. Nie mówiłam także, że dałam dziecku za dużo wolności bo jak można komuś kogo się bardzo kocha tą wolność ograniczać? Przecież ma się zaufanie, które w trakcie uzależnienia topnieje jak śnieg w słoneczny dzień. I z tym chyba było mi się najtrudniej zmierzyć. Że moja córka mnie okłamuje chociaż wcześniej tego nie robiła, że czyni to z uśmiechem na ustach i patrząc mi w oczy.
Uzależnienie bywa też wstydem. I co potrafimy wtedy robić? Ściemniać do bólu całe otoczenie, rodzinę i przyjaciół a także szkole pisząc np fikcyjne usprawiedliwienia. Nie można działać pod presją stwierdzenia " co ludzie powiedzą " Ludzie i tak swoje mówią niezależnie od tego jak się zachowamy i co zrobimy. Wiem że bardzo ciężko jest zmierzyć się z tego rodzaju problemami ale wiem również że nie wolno nam zamiatać pod dywan. Bo czego się wstydzimy tak naprawdę? Swoich własnych dzieci? Ich wyboru? Tego że nie umiemy z nimi rozmawiać? Czy też własnych zachowań? Często z bezsilności stajemy się agresywni, krzyczący, nakazujący. Wyładowujemy własną frustrację i niemoc na dzieciach. Działa to tak, że chcemy powiedzieć coś tak szokującego żeby to dziecko się przebudziło. Ja osobiście pamiętam dzień, kiedy wykrzyczałam swojej córce NIENAWIDZĘ CIĘ!!!!
A tak naprawdę bardzo ją kochałam i kocham nadal. Nienawidziłam jej świata, jej wyborów z którymi się nie zgadzałam, jej życia które na tamtą chwilę obrała z takich czy innych powodów. Nienawidziłam jej zachowania ale przecież nie jej. Jednak wtedy nie potrafiłam oddzielić choroby córki od niej samej. Dziś już wiem że trzeba to robić. Wiem też że słowa mają wielka moc i tylko od dojrzałości człowieka zależy w jaki sposób je wypowiada. Róbmy to w sposób świadomy, ponieważ niektórych słów nie można już cofnąć nigdy. Zostają później w najgłębszych zakamarkach osoby do której zostały skierowane i żyją własnym życiem. Tak naprawdę każda zmiana zaczyna się w nas samych. To my musimy się zmienić, my musimy nauczyć się co robić na każdym etapie uzależnienia syna czy córki w sposób świadomy. I tu mamy do czynienia z tzw współuzależnieniem, któremu poświęcę osobny wpis. Myślę że pierwszym krokiem jest zrozumienie. Chęć zrozumienia tego co tak naprawdę się dzieje w głowie mojego dziecka. Tak, ja zdecydowanie poczułam: CHCĘ ZROZUMIEĆ. I stało się. Rozpoczęłam pracę nad sobą, nad swoimi emocjami, nad moją empatią. Kochać także trzeba umieć w sposób mądry i odpowiedzialny. Pozwalać dziecku na wszystko to nie jest miłość. Mówić " nie bo nie " to nie jest miłość. Mądra miłość do dziecka to jasne stawianie granic wówczas dziecko czuje się bezpieczne. Ale w momencie uzależnienia i ostrego ćpania nie ma już mowy o stawianiu granic bo jest już za późno ale i zbyt wcześnie. Za późno, by budować na tym co było i zbyt wcześnie by układać wszystko od nowa. To cóż jest pomiędzy? Przytul do serca mocno ta zagubiona istotę, tego człowieka pełnego sprzeczności i pokaż mu jak bardzo go kochasz pomimo tego co się wydarza. Pokaż swoim spokojem i miłością, że się martwisz, że wyciągasz swoją dłoń, by mogło się chwycić i wyłonić się nawet z największych ciemności. Moja córka była jak cień, była pozbawiona światła, była o krok od śmierci. Jak silne musi być uzależnienie jeśli 17 letni człowiek zostaje znaleziony na ulicy, leży na chodniku w upalny dzień 40 stopni w cieniu, jest brudny, śmierdzący i skrajnie wyczerpany. Przyjeżdża karetka. Jest hospitalizacja, moje dziecko wychodzi po 2 dniach i znów wraca na ulicę. By ćpać. Jak to wygląda z perspektywy rodzica? Najpierw długie poszukiwania, wizyta na policji, raporty, zdjęcia. Kocioł. W kółko powtarzanie tego samego. Nie mogą jej znaleźć. Mija 3 dzień. Zero kontaktu. Nasłuchuje, czekam, myślę Co jeszcze mogę realnie zrobić? Czy jeszcze kiedykolwiek ja zobaczę? Nie mam już łez i nie płacze. Jestem ZŁA. Potwornie, cholernie zła i rozczarowana że nikt nie chce mi realnie pomoc, że wciąż odbijam się od ściany. Dzwonię, pytam, chodzę, szukam.... Nagle dzwoni telefon, to ratownik medyczny " mamy pani dziecko proszę przyjechać " Przyjeżdżam. Widzę oczy które nie patrzą. Nie, nie czuję wstydu podczas rozmowy z lekarzem na izbie przyjęć.
Nie będę tutaj przytaczać fachowych terminów czy definicji, to każdy z Was może sobie w dowolnej chwili wyguglować potocznie rzecz mówiąc. Czym jest uzależnienie dziecka? Dla nas? Czasem wielkim problemem, który próbujemy ogarniać w zaciszu domowym niczym grypę domowymi sposobami miodzik i cytryna zamiast od razu sięgać po radykalne kroki typu antybiotyk. I o ile w przypadku grypy to się sprawdza to w przypadku uzależnienia absolutnie nie. Uzależnienie dziecka jest także naszym wielkim dramatem. Niektórzy mówią porażką rodzicielską. Ja tego tak nigdy nie odbierałam. Nie obwiniałam się, ponieważ wiem, że byliśmy najlepszymi rodzicami dla swojej córki jakimi być umieliśmy na tamtą chwilę. Nadal nimi jesteśmy. Nie mówiłam także, że dałam dziecku za dużo wolności bo jak można komuś kogo się bardzo kocha tą wolność ograniczać? Przecież ma się zaufanie, które w trakcie uzależnienia topnieje jak śnieg w słoneczny dzień. I z tym chyba było mi się najtrudniej zmierzyć. Że moja córka mnie okłamuje chociaż wcześniej tego nie robiła, że czyni to z uśmiechem na ustach i patrząc mi w oczy.
Uzależnienie bywa też wstydem. I co potrafimy wtedy robić? Ściemniać do bólu całe otoczenie, rodzinę i przyjaciół a także szkole pisząc np fikcyjne usprawiedliwienia. Nie można działać pod presją stwierdzenia " co ludzie powiedzą " Ludzie i tak swoje mówią niezależnie od tego jak się zachowamy i co zrobimy. Wiem że bardzo ciężko jest zmierzyć się z tego rodzaju problemami ale wiem również że nie wolno nam zamiatać pod dywan. Bo czego się wstydzimy tak naprawdę? Swoich własnych dzieci? Ich wyboru? Tego że nie umiemy z nimi rozmawiać? Czy też własnych zachowań? Często z bezsilności stajemy się agresywni, krzyczący, nakazujący. Wyładowujemy własną frustrację i niemoc na dzieciach. Działa to tak, że chcemy powiedzieć coś tak szokującego żeby to dziecko się przebudziło. Ja osobiście pamiętam dzień, kiedy wykrzyczałam swojej córce NIENAWIDZĘ CIĘ!!!!
A tak naprawdę bardzo ją kochałam i kocham nadal. Nienawidziłam jej świata, jej wyborów z którymi się nie zgadzałam, jej życia które na tamtą chwilę obrała z takich czy innych powodów. Nienawidziłam jej zachowania ale przecież nie jej. Jednak wtedy nie potrafiłam oddzielić choroby córki od niej samej. Dziś już wiem że trzeba to robić. Wiem też że słowa mają wielka moc i tylko od dojrzałości człowieka zależy w jaki sposób je wypowiada. Róbmy to w sposób świadomy, ponieważ niektórych słów nie można już cofnąć nigdy. Zostają później w najgłębszych zakamarkach osoby do której zostały skierowane i żyją własnym życiem. Tak naprawdę każda zmiana zaczyna się w nas samych. To my musimy się zmienić, my musimy nauczyć się co robić na każdym etapie uzależnienia syna czy córki w sposób świadomy. I tu mamy do czynienia z tzw współuzależnieniem, któremu poświęcę osobny wpis. Myślę że pierwszym krokiem jest zrozumienie. Chęć zrozumienia tego co tak naprawdę się dzieje w głowie mojego dziecka. Tak, ja zdecydowanie poczułam: CHCĘ ZROZUMIEĆ. I stało się. Rozpoczęłam pracę nad sobą, nad swoimi emocjami, nad moją empatią. Kochać także trzeba umieć w sposób mądry i odpowiedzialny. Pozwalać dziecku na wszystko to nie jest miłość. Mówić " nie bo nie " to nie jest miłość. Mądra miłość do dziecka to jasne stawianie granic wówczas dziecko czuje się bezpieczne. Ale w momencie uzależnienia i ostrego ćpania nie ma już mowy o stawianiu granic bo jest już za późno ale i zbyt wcześnie. Za późno, by budować na tym co było i zbyt wcześnie by układać wszystko od nowa. To cóż jest pomiędzy? Przytul do serca mocno ta zagubiona istotę, tego człowieka pełnego sprzeczności i pokaż mu jak bardzo go kochasz pomimo tego co się wydarza. Pokaż swoim spokojem i miłością, że się martwisz, że wyciągasz swoją dłoń, by mogło się chwycić i wyłonić się nawet z największych ciemności. Moja córka była jak cień, była pozbawiona światła, była o krok od śmierci. Jak silne musi być uzależnienie jeśli 17 letni człowiek zostaje znaleziony na ulicy, leży na chodniku w upalny dzień 40 stopni w cieniu, jest brudny, śmierdzący i skrajnie wyczerpany. Przyjeżdża karetka. Jest hospitalizacja, moje dziecko wychodzi po 2 dniach i znów wraca na ulicę. By ćpać. Jak to wygląda z perspektywy rodzica? Najpierw długie poszukiwania, wizyta na policji, raporty, zdjęcia. Kocioł. W kółko powtarzanie tego samego. Nie mogą jej znaleźć. Mija 3 dzień. Zero kontaktu. Nasłuchuje, czekam, myślę Co jeszcze mogę realnie zrobić? Czy jeszcze kiedykolwiek ja zobaczę? Nie mam już łez i nie płacze. Jestem ZŁA. Potwornie, cholernie zła i rozczarowana że nikt nie chce mi realnie pomoc, że wciąż odbijam się od ściany. Dzwonię, pytam, chodzę, szukam.... Nagle dzwoni telefon, to ratownik medyczny " mamy pani dziecko proszę przyjechać " Przyjeżdżam. Widzę oczy które nie patrzą. Nie, nie czuję wstydu podczas rozmowy z lekarzem na izbie przyjęć.
Podchodzę do mojego dziecka jak do
nieznajomego.
Jakby to było tylko bardzo wyczerpane jej ciało, a w środku jej nie znajduje.
Dostaje pięć kartek A4 muszę wypisać dane, pesele, ubezpieczenia, opisać poród dziecka, opowiedzieć o porodach dwójki moich młodszych dzieci.
O co tu kurwa chodzi??????!!!!!!!
Obok leży moje na wpół żywe dziecko, którego szukałam ostatnie 3 dni a ja mam wypełniać tonę papierów?
Czy ktoś się mnie zapytał jak ja się czuję?
Córka trafia na salę.
I tu kolejne zaskoczenie.
Przychodzi pani pielęgniarka i mówi :
Słuchaj masz prawo nie zgodzić się na pobyt i masz prawo by odmówić zabiegów, kroplowek wzmacniających, zastrzyków.
Nawet jeśli mama się zgodzi to nic nie zrobimy jeśli Ty nie podpiszesz zgody.
Od ukończenia 13 roku życia każde dziecko ma takie właśnie prawo.
Biorę ta kobietę na bok i mówię
Czy wie pani czym jest uzależnienie?
Czy zdaje sobie pani sprawę z faktu że córka nie myśli logicznie po dopalaczach?
Zrobiła minę i odeszła.
A ja pomyślałam że kiedy stamtąd wyjdę moja córka wstanie i ucieknie i nikt nie zareaguje, pomyślałam że następnego razu może już nie być.
Wróciłam do domu po rozmowie z nią, po raz pierwszy od miesięcy czułam się spokojna.
Córka wytrzymała kilka dni w szpitalu, ordynator rzekł, że nigdy nie widział tak dobrze wychowanego i grzecznego nastolatka.
Powiedział mi że to był zapewne młodzieńczy incydent.
Testy nic nie wykazały więc nie mógł napisać w wypisie że dziecko było pod wpływem środków ale jedynie ze istnieje podejrzenie.
Poprosiłam go o pomoc mówiąc że córka wymaga leczenia, że chce skierowania do ośrodka.
No i tu usłyszałam...
Pani przesadza, w ośrodku są dzieci no po prostu patologia a pani dziecko jest z dobrej rodziny.... Ona nie nadaje się do ośrodka.
Z dobrej rodziny?????
Mój Boże... To może mam zacząć chlać? Bić dzieci? Może wówczas ktoś w ogóle zwróci uwagę na mój problem?
Poprosiłam o konsultacje z psychologiem.
I tu znów historia z księżyca.
Najpierw pani wzięła na rozmowę córkę na tej rozmowie obiecała jej nie uzgadniając tego ze mną, że po wyjściu ze szpitala córka może wyjść na koncert w piątek wieczorem który odbędzie się w moim mieście by mogła się zrelaksować.
A moja córka w owym czasie relaks kojarzyła wyłącznie w jeden sposób.
Pani podjęła decyzję za mnie nie pozostawiając mi pola manewru, weszła w kompetencje rodzica.
I tak wyglądała pierwsza hospitalizacja córki.
Ja jako rodzic zostałam z niczym i z poczuciem że nikt nie widzi co się dzieje, wszyscy próbowali mi wmówić że przesadzam.
A to był dopiero początek...
Dziś pisząc ten tekst jestem mądrzejsza o doświadczenia i wiem jak dziś bym się zachowała rozmawiając z takim lekarzem czy pedagogiem szkolnym, który nie zrobił zupełnie nic.
Dla wszystkich tych ludzi byłam intruzem, który czegoś wymaga i naprzykrza się.
Ale poszłam inna chyba dobra droga, bo dziś uśmiecham się.
Moja córka wychodząc rano do szkoły, (jest uczennica drugiej klasy liceum) wygląda pięknie przychodzi do kuchni żegnając się ze mną i mówi " cześć mamo! Mamo? Kocham cię "
Nigdy nie rezygnujcie ze swoich dzieci
Jakby to było tylko bardzo wyczerpane jej ciało, a w środku jej nie znajduje.
Dostaje pięć kartek A4 muszę wypisać dane, pesele, ubezpieczenia, opisać poród dziecka, opowiedzieć o porodach dwójki moich młodszych dzieci.
O co tu kurwa chodzi??????!!!!!!!
Obok leży moje na wpół żywe dziecko, którego szukałam ostatnie 3 dni a ja mam wypełniać tonę papierów?
Czy ktoś się mnie zapytał jak ja się czuję?
Córka trafia na salę.
I tu kolejne zaskoczenie.
Przychodzi pani pielęgniarka i mówi :
Słuchaj masz prawo nie zgodzić się na pobyt i masz prawo by odmówić zabiegów, kroplowek wzmacniających, zastrzyków.
Nawet jeśli mama się zgodzi to nic nie zrobimy jeśli Ty nie podpiszesz zgody.
Od ukończenia 13 roku życia każde dziecko ma takie właśnie prawo.
Biorę ta kobietę na bok i mówię
Czy wie pani czym jest uzależnienie?
Czy zdaje sobie pani sprawę z faktu że córka nie myśli logicznie po dopalaczach?
Zrobiła minę i odeszła.
A ja pomyślałam że kiedy stamtąd wyjdę moja córka wstanie i ucieknie i nikt nie zareaguje, pomyślałam że następnego razu może już nie być.
Wróciłam do domu po rozmowie z nią, po raz pierwszy od miesięcy czułam się spokojna.
Córka wytrzymała kilka dni w szpitalu, ordynator rzekł, że nigdy nie widział tak dobrze wychowanego i grzecznego nastolatka.
Powiedział mi że to był zapewne młodzieńczy incydent.
Testy nic nie wykazały więc nie mógł napisać w wypisie że dziecko było pod wpływem środków ale jedynie ze istnieje podejrzenie.
Poprosiłam go o pomoc mówiąc że córka wymaga leczenia, że chce skierowania do ośrodka.
No i tu usłyszałam...
Pani przesadza, w ośrodku są dzieci no po prostu patologia a pani dziecko jest z dobrej rodziny.... Ona nie nadaje się do ośrodka.
Z dobrej rodziny?????
Mój Boże... To może mam zacząć chlać? Bić dzieci? Może wówczas ktoś w ogóle zwróci uwagę na mój problem?
Poprosiłam o konsultacje z psychologiem.
I tu znów historia z księżyca.
Najpierw pani wzięła na rozmowę córkę na tej rozmowie obiecała jej nie uzgadniając tego ze mną, że po wyjściu ze szpitala córka może wyjść na koncert w piątek wieczorem który odbędzie się w moim mieście by mogła się zrelaksować.
A moja córka w owym czasie relaks kojarzyła wyłącznie w jeden sposób.
Pani podjęła decyzję za mnie nie pozostawiając mi pola manewru, weszła w kompetencje rodzica.
I tak wyglądała pierwsza hospitalizacja córki.
Ja jako rodzic zostałam z niczym i z poczuciem że nikt nie widzi co się dzieje, wszyscy próbowali mi wmówić że przesadzam.
A to był dopiero początek...
Dziś pisząc ten tekst jestem mądrzejsza o doświadczenia i wiem jak dziś bym się zachowała rozmawiając z takim lekarzem czy pedagogiem szkolnym, który nie zrobił zupełnie nic.
Dla wszystkich tych ludzi byłam intruzem, który czegoś wymaga i naprzykrza się.
Ale poszłam inna chyba dobra droga, bo dziś uśmiecham się.
Moja córka wychodząc rano do szkoły, (jest uczennica drugiej klasy liceum) wygląda pięknie przychodzi do kuchni żegnając się ze mną i mówi " cześć mamo! Mamo? Kocham cię "
Nigdy nie rezygnujcie ze swoich dzieci